Jak się domyślacie, jest
kołowrotkowo-willowo, tak...
Igła, nitka, miarka,
ołówek, papier, jazda tu, odbiór tam, spotkanie jeszcze dalej…
W locie kawa,
telefon, mail.
Będzie e-sklep. Tak!
Ale chcemy z sercem,
więc dopieszczamy każdy szczegół (i po trochu, zdradzamy plany...).
Patrząc na spadające
płatki śniegu rano, chwila myśli o tegorocznej zimie (zimie, która przybiera
coraz bardziej niespodziankowego charakteru a jej dziwaczność staje sie
bezpiecznym tematem do windy czy w kolejce po chleb…).
Stad mała obserwacja : tego roku w ogóle nie chorujemy na typowe zimowe przeziębienia. Coraz śmielej przypuszczam, że to w splocie różnych czynników, jest zasługa tej
magicznej jednej łyżki dziennie stosowanej regularnie od roku. Do jogurty, do owoców, albo bezpośrednio do
buzi.
Taki rytuał, którego
córka dbale pilnuje.
Ponoć w takiej czystej
formie (a nie w goracym…, nie w herbacie…) wzmacnia, odżywia i uodparnia
najbardziej.
Wartość miodu – bo o
nim mowa- niezastąpiona.
Upodobałysmy sobie
malinowy.
Brzmi pysznie,
prawda ?
Urzekł nutą smakową.
Na naszej ulicy co
drugi piątek, pszczelarz widzi nas z daleka, i machajac woła, « że
ma », « że jest », « że czeka », « że specjalnie
dla nas »… Podbił nasze serca nie tylko jakością miodu, ale i opowieściami o swoich pszczołach, o których
mówi z czułością, z iskrą w oku (jeżeli pewnego dnia zacznie o nich mówić po
imieniu, nie zdziwi nas to…).
Szlachetny kolor,
szlchetny smak, szlachetna nuta.
Ulubieniec naszych
smaków zimowych.
Miodu używamy i
nadużywamy. Śmiało, bez wyrzutów.
Na wszelkie sposoby.
A ostatnio
kosmetycznie też.
Chropowatość i
suchość skóry, to u mnie zimowa kolej rzeczy (pocieszcie : też tak macie,
prawda ?). Doskwiera lekko , męczy czasem. Niby nic wielkiego,
a dolegliwe. I estetycznie dokuczliwe.
W rozmowie z
serdeczną znajomą, odkryto przede mną nieznaną mi dotąd bliżej moc miodu. Wyszeptała
mi CUDowna receptę. Receptę z cyklu KTR – Kobiecych Tajemnic Rodziny (takie
wiecie przekazywane z prababki na babkę i wnuczkę…). Znajoma ma świetną cerę,
dałam się skusić. Tym bardziej, że jest bardzo prosta.
Wystarczy podgrzać 150 ml mleka.
Dodać do mleka dwie łyżki miodu i jedną łyżeczkę
olejku z migdałów.
Nałożyć wacikiem mieszankę na twarz, szyję, dekolt, ręce. Na 5-7 minut.
Nałożyć wacikiem mieszankę na twarz, szyję, dekolt, ręce. Na 5-7 minut.
(Z ważnych uwag, zdradziły, że
mieszkanka może sie nie udać jeżeli dodamy szczyptę pośpiechu czy 2 łyżki
nerwów. Polecają wziąć oddech i cokolwiek przyjemnego sobie poczytać, sobie
posłuchać, sobie pooglądać).
Spłukać.
Spojrzeć w lustro. Dotknąć ręką.
Skóra nabiera delikatności i swieżości.
Szkoda, że nie jestem w tym regularna. Myślę, że efekt
byłby jeszcze lepszy.
-by ju.
-by ju.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz