środa, 15 stycznia 2014

Cud miód malina

Jak się domyślacie, jest kołowrotkowo-willowo, tak...
Igła, nitka, miarka, ołówek, papier, jazda tu, odbiór tam, spotkanie jeszcze dalej… 
W locie kawa, telefon, mail.  
Będzie e-sklep. Tak!
Ale chcemy z sercem, więc dopieszczamy każdy szczegół (i po trochu, zdradzamy plany...).

Patrząc na spadające płatki śniegu rano, chwila myśli o tegorocznej zimie (zimie, która przybiera coraz bardziej niespodziankowego charakteru a jej dziwaczność staje sie bezpiecznym tematem do windy czy w kolejce po chleb…). 

Stad mała obserwacja : tego roku w ogóle nie chorujemy na typowe zimowe przeziębienia. Coraz śmielej przypuszczam, że to w splocie różnych czynników, jest zasługa tej magicznej jednej łyżki dziennie stosowanej regularnie od roku. Do jogurty, do owoców, albo bezpośrednio do buzi.

Taki rytuał, którego córka dbale pilnuje.
Ponoć w takiej czystej formie (a nie w goracym…, nie w herbacie…) wzmacnia, odżywia i uodparnia najbardziej. 
Wartość miodu – bo o nim mowa- niezastąpiona.


Upodobałysmy sobie malinowy.
Brzmi pysznie, prawda ?
Urzekł nutą smakową.
Na naszej ulicy co drugi piątek, pszczelarz widzi nas z daleka, i machajac woła, « że ma », « że jest », « że czeka », « że specjalnie dla nas »… Podbił nasze serca nie tylko jakością miodu, ale i  opowieściami o swoich pszczołach, o których mówi z czułością, z iskrą w oku (jeżeli pewnego dnia zacznie o nich mówić po imieniu, nie zdziwi nas to…).

Szlachetny kolor, szlchetny smak, szlachetna nuta.
Ulubieniec naszych smaków zimowych.
Miodu używamy i nadużywamy. Śmiało, bez wyrzutów.
Na wszelkie sposoby.

A ostatnio kosmetycznie też.
Chropowatość i suchość skóry, to u mnie zimowa kolej rzeczy (pocieszcie : też tak macie, prawda ?). Doskwiera lekko , męczy czasem. Niby nic wielkiego, a dolegliwe. I estetycznie dokuczliwe.

W rozmowie z serdeczną znajomą, odkryto przede mną nieznaną mi dotąd bliżej moc miodu. Wyszeptała mi CUDowna receptę. Receptę z cyklu KTR – Kobiecych Tajemnic Rodziny (takie wiecie przekazywane z prababki na babkę i wnuczkę…). Znajoma ma świetną cerę, dałam się skusić. Tym bardziej, że jest bardzo prosta.

Wystarczy podgrzać 150 ml mleka.
Dodać do mleka dwie łyżki miodu i jedną łyżeczkę olejku z migdałów. 
Nałożyć wacikiem  mieszankę na twarz, szyję, dekolt, ręce. Na 5-7 minut.
(Z ważnych uwag, zdradziły, że mieszkanka może sie nie udać jeżeli dodamy szczyptę pośpiechu czy 2 łyżki nerwów. Polecają wziąć oddech i cokolwiek przyjemnego sobie poczytać, sobie posłuchać, sobie pooglądać).
Spłukać.
Spojrzeć w lustro. Dotknąć ręką.

Skóra nabiera delikatności i swieżości.
Szkoda, że nie jestem w tym regularna. Myślę, że efekt byłby jeszcze lepszy.

-by ju. 





Brak komentarzy :

Prześlij komentarz