piątek, 19 września 2014

Minimalizm i prostota - kulinarnie, weekendowo, jesiennie

Jestem wielka orędowniczką prostoty i minimalizmu.
Nie jestem jeszcze na etapie ascezy ;) ale nic ponadto, co potrzebne, niezbędne nic nad-miarę - staram się iść tą drogą. Wychodzi różnie.
W modzie daję temu wyraz w projektach Willow Willow.
Ale ta sama prostota naturalnie przenika też do życia, wnętrza, kuchni...

Kulinarnie i weekendowo i jesiennie.Czasu wiecznie mało, pomysłów nie rzadko brakuje, a tu wszystko w jednym i do tego robi się samo.


Składniki - w zasadzie dowolne.
Dziś proponuję tak:

- garść makaronu spaghetti
- spory kawałek dyni, obranej, pokrojonej w kostkę
- 2 spore pomidory
- 30 dag podgrzybków lub kurek lub innych grzybów leśnych
- 1 dużą cebulę
- ząbek czosnku
- liść laurowy,
- 2-3 ziarnka ziela angielskiego

Wszystko wkładamy do sporego naczynia, dolewamy szklankę bulionu warzywnego lub wody. Przykrywamy pokrywką i czekamy, aż makaron zmięknie, smaki się przenikną, nasączą.
Wszystko potrwa około 30-40 minut.
Całość doprawiłam solą morską, świeżo mielonym pieprzem i świeżą kolendrą. 





poniedziałek, 8 września 2014

Nie straszne jesienne chłody...

Jak byłam małą dziewczynką miałam cudne wełniane getry. Zwijały się na butach, były zrobione przez moją mamę, która w dobie "nic nie ma w sklepach" dziergała wieczorami swetry i szaliki i czapki i co tam kto wymyślił.

Getry. Są zatem moją miłością od zawsze. Potem były obecne przy harcerskim mundurku, jeszcze później w kraju - raju - gdzie, dzięki pogodzie zimową aurę rozprasza się getrami i podkolanówkami. Taki świat bez rajstop. Dla przyjezdnych, bo tubylcy raczej mocniej odziani chodzą :)

Stąd też, nie mogło zabraknąć getrów - łydkowych ocieplaczy w naszej jesienne kolekcji. Na pierwszy rzut pudrowy róż.

I jak się Wam podoba?




 

fot. by Loflov
ps. Już w tym tygodniu nowa kolekcja dostępna będzie na www.willowwillow.com.pl Zapraszamy!


piątek, 5 września 2014

Jesienne klimaty

Uwielbiam wszystkie pory roku.

Lubię zimę. Poważnie. Choć, pewnie Ci, co mnie znają wybuchną teraz śmiechem... Ale z perspektywy koca, wełnianych skarpet i fotela i śniegu za oknem... Lubię zimę. Lubię wczesne wieczory i herbatę z truskawkowym sokiem i imbirem. Ciszę spadających płatków śniegu. Spontaniczne, pospieszne ubieranie i bieg w pierwszy śnieg. Tarzanie się i robienie bałwana. Tego pierwszego. Lubię też ostatniego bałwana i obserwowanie jak dzień za dniem znika. Zmniejsza się i daje miejsce po-zimowej jeszcze trawie.

Lubię wilgoć i mróz w powietrzu. I słońce. Tę oksymoroniczną słoneczo-mroźną aurę. I w końcu, najbardziej w zimie lubię ten ostatni akord... nadejście wiosny... nieuchronne, nieuniknione, powtarzalne...

Kocham wiosnę z rodzącą się zielenią, soczystymi kolorami.Wszędobylskim mleczem i nieskoszoną jeszcze bujną trawą. Bez i żonkile. Sałatę i inne nowalijki. Chrupanie rzodkiewek, prosto z bazarku, wytartych tylko nieco o spodnie.

Absolutnie potrzebuję i wyczekuję upalnych lipcowych dni. Przesiadywania w ogrodzie z książką i gryzienia kostek lodu, które mają jeszcze posmak wypitej właśnie kawy. Kocham robić lemoniadę i patrzeć jak znika w sekundę - chłopaki czekają, mamo! Biorę rower - mówi mój 6-latek i wydaje się, że mam przed sobą nastoletniego chłopaka, który za chwilę zniknie w swoim świecie na dobre.

Ale jest coś takiego w jesieni.... że mnie urzeka. Ilekroć nadchodzi. Babie lato, wspomnienia pierwszej poważnej i jedynej miłości, chłodne wieczory i uzasadniona konieczność picia hektolitrów niezdrowej herbaty... tak na rozgrzewkę...

I jesienna kuchnia, przetwory i wchodzenie w klimat domowych wieczorów przy wspólnej pracy.... Tak powoli zaczynamy już teraz...
Niech się uczą, niech nasiąkają...






by. SW