środa, 29 stycznia 2014

two teddy bears

Two teddy bears.
A few little outfits.
Really just fabrics and wood. How little does a child need to trigger in it the creative process of choosing out clothes… Depending on colors, the imaginary occasion, the mood, the weather and time of day (a very vivid dialog between the teddy bears).

The bears are dressed. Now they take off to do some shopping in an imaginary world. There unfortunately, I cannot enter with my camera, as I hear: “Mum, how would you feel if someone took photos of you while you were buying veggies, bread and drinks?”. Let’s leave the teddies to their shopping then…
I’ll also mention, that one brussel sprout disappeared from the kitchen counter. The teddies will probably have a nice meal of “mini cabbage” for dinner today… :)
Dwa misie.
Kilka ubranek.
Drewno i tkaniny w sumie. Jak niewiele trzeba by przenieść dziecko w twórczy proces dobierania stroju... Pod kątem kolorów,  wymyślonej okazji, nastroju, pogody lub pory dnia (dialog między misiami bardzo ożywiony).

Misie ubrane... Wyruszają załatwiać ważne sprawunki w wyimaginowanym świecie, do którego z aparatem nie mam już wstępu, bowiem słyszę: "Mamo, czy byłoby Tobie miło gdyby ktoś robił zdjęcia jak kupujesz warzywa, chlebek i picie?". Zatem pozwólmy misiom na spokojne zakupy...
(Dodam tylko, że jedna brukselka zniknęła z kuchennego blatu. Misie dziś na obiad miały pewnie dobrą potrawkę "z małej kapusty"... )

-by ju.



czwartek, 23 stycznia 2014

Winter tea time!

Nie lubię zimy. Bardzo nie lubię. 
I gdyby nie było w tym czasie Świąt Bożego Narodzenia, rozlicznych celebracji, kolędowania, prezentów etc. – zima byłaby dla mnie nie do wytrzymania.

W zasadzie jest jeszcze jedna przyczyna, dla której toleruję zaokienną szarość, śnieg i ziąb: herbata.
Do herbaty czułam feblik od zawsze. 
A od pewnego czasu nauczona azjatyckim zwyczajem – nie ruszam się nigdzie bez termosika z tym naparem.

Przepisy? Pomysły? 
Zimą najbardziej lubię herbatę z dużą ilością imbiru - rozgrzewa, pobudza komórki i chroni przed zimowymi choróbskami -  do tego trochę miodu, goździków, kardamonu, cynamonu, plasterek pomarańczy i domowy sok truskawkowy

Krok po kroku zatem:
1.   Woda się gotuje. Wyłączam. 
      I wrzucam do siteczka – herbacianego koszyczka – herbatę (używam czarnych: 
      Dareeling,  Assam lub Cejlon), kilka goździków, kilka ziaren kardamonu
      i ewentualnie 3 cm laski cynamonu.
2.   Zabiera mi to ok. minuty, w sam raz by woda nabrała odpowiedniej temperatury (ok. 98-95°C). Zalewam zawartość koszyczka.
3.   W oddzielnym kubeczku zalewam pokrojony w plasterki imbir.
4.   Herbata się parzy. Imbir się parzy. Ja kroję pomarańczę w plastry.
5.   Łączę wszystko w całość, dodaję soku  truskawkowego, malinowego lub nieco miodu (ale miód wtedy gdy herbata nieco przestygnie – szkoda tracić jego dobroczynne działanie, patrz TU…)

-by an.





niedziela, 19 stycznia 2014

winter is white

She opened the door.
She came out.
Snow under her feet.
The last snowflakes were falling out of the sky…

There was no need for words, encouragement, ideas. 
Silence, time, new plains to discover.
A child searches Beauty all by itself, wants it to startle by its Simplicity.
We- adults- sometimes stand in the way, disrupt…

So, I was following her steps.
Her steps. Her rhythm. Her wonder.
Imagination awakening. The park transforming into a Magical Land, full of SECRETS

(photos taken in the Royal Bath Park called Lazienki, the largest park in Warsaw city center)


* * *
Otworzyła drzwi.
Wyszła.  
Pod nogami śnieg.
Z nieba padały ostatnie płatki…

Nie trzeba było słów, zachęt, pomysłów.
Cisza, czas, przestrzeń do odkrywania.
Dziecko szuka Piękna samo z siebie, chce być zadziwiane Prostotą.
To my – dorośli- czasem zagłuszamy i przeszkadzamy…

Szłam za nią.
Jej krokiem. Jej rytmem. Jej zadziwieniem.
Wyobraźnia ruszyła. Park  stał się magiczną krainą, pełną TAJEMNIC...

-by ju.
























środa, 15 stycznia 2014

Cud miód malina

Jak się domyślacie, jest kołowrotkowo-willowo, tak...
Igła, nitka, miarka, ołówek, papier, jazda tu, odbiór tam, spotkanie jeszcze dalej… 
W locie kawa, telefon, mail.  
Będzie e-sklep. Tak!
Ale chcemy z sercem, więc dopieszczamy każdy szczegół (i po trochu, zdradzamy plany...).

Patrząc na spadające płatki śniegu rano, chwila myśli o tegorocznej zimie (zimie, która przybiera coraz bardziej niespodziankowego charakteru a jej dziwaczność staje sie bezpiecznym tematem do windy czy w kolejce po chleb…). 

Stad mała obserwacja : tego roku w ogóle nie chorujemy na typowe zimowe przeziębienia. Coraz śmielej przypuszczam, że to w splocie różnych czynników, jest zasługa tej magicznej jednej łyżki dziennie stosowanej regularnie od roku. Do jogurty, do owoców, albo bezpośrednio do buzi.

Taki rytuał, którego córka dbale pilnuje.
Ponoć w takiej czystej formie (a nie w goracym…, nie w herbacie…) wzmacnia, odżywia i uodparnia najbardziej. 
Wartość miodu – bo o nim mowa- niezastąpiona.


Upodobałysmy sobie malinowy.
Brzmi pysznie, prawda ?
Urzekł nutą smakową.
Na naszej ulicy co drugi piątek, pszczelarz widzi nas z daleka, i machajac woła, « że ma », « że jest », « że czeka », « że specjalnie dla nas »… Podbił nasze serca nie tylko jakością miodu, ale i  opowieściami o swoich pszczołach, o których mówi z czułością, z iskrą w oku (jeżeli pewnego dnia zacznie o nich mówić po imieniu, nie zdziwi nas to…).

Szlachetny kolor, szlchetny smak, szlachetna nuta.
Ulubieniec naszych smaków zimowych.
Miodu używamy i nadużywamy. Śmiało, bez wyrzutów.
Na wszelkie sposoby.

A ostatnio kosmetycznie też.
Chropowatość i suchość skóry, to u mnie zimowa kolej rzeczy (pocieszcie : też tak macie, prawda ?). Doskwiera lekko , męczy czasem. Niby nic wielkiego, a dolegliwe. I estetycznie dokuczliwe.

W rozmowie z serdeczną znajomą, odkryto przede mną nieznaną mi dotąd bliżej moc miodu. Wyszeptała mi CUDowna receptę. Receptę z cyklu KTR – Kobiecych Tajemnic Rodziny (takie wiecie przekazywane z prababki na babkę i wnuczkę…). Znajoma ma świetną cerę, dałam się skusić. Tym bardziej, że jest bardzo prosta.

Wystarczy podgrzać 150 ml mleka.
Dodać do mleka dwie łyżki miodu i jedną łyżeczkę olejku z migdałów. 
Nałożyć wacikiem  mieszankę na twarz, szyję, dekolt, ręce. Na 5-7 minut.
(Z ważnych uwag, zdradziły, że mieszkanka może sie nie udać jeżeli dodamy szczyptę pośpiechu czy 2 łyżki nerwów. Polecają wziąć oddech i cokolwiek przyjemnego sobie poczytać, sobie posłuchać, sobie pooglądać).
Spłukać.
Spojrzeć w lustro. Dotknąć ręką.

Skóra nabiera delikatności i swieżości.
Szkoda, że nie jestem w tym regularna. Myślę, że efekt byłby jeszcze lepszy.

-by ju. 





wtorek, 14 stycznia 2014

w h i t e

Brrr... 
Za oknem mróz. W projektach wiosna...
Wspólnym mianownikiem: biel.

A Wy, co wolicie? 


-by ju.








czwartek, 9 stycznia 2014

W as in...

Our creative hearts, souls and minds think of the initial W

W as in willow willow
W as in yearning to wonder
W as in welcoming spring…                    

We’re working on baby jumpsuit for the upcoming season.
Classic and practical.
Full of charm, thanks to their simplicity and detail, such as seam color, a pocket or button.

We stand by our liked minimalistic gray.
Although we also cut and sew out of different fabrics…
We will have something for little explorers of sea adventures as well as for the dreaming souls of pretty princesses.
Soon… 

* * *
Myślą, duchem i sercem twórczym jesteśmy przy literze W... 

W jak willow willow...
W jak wiosna... 
W jak wakacje...

Projektujemy pajacyki na nadchodzacy sezon.
Klasyczne i praktyczne. 
Wdzięczne dzięki prostocie i detalom takim jak kolor szwu, kieszeń czy guzik. 

Jesteśmy przy lubianym przez nas minimalistycznym szarym
Kroimy i szyjemy jednak również z innych tkanin... 
Bedzie coś dla małych odkrywców morskich przygód jak i poetyckich dusz pięknych księżniczek. Wkrótce…

-by ju.