środa, 3 czerwca 2015

Podróż sentymentalna

Nie należę do osób szczególnie sentymentalnych. Raczej idę do przodu, wchodzę w nowe zdarzenia i relacje. Lubię nowe, lubię odkrywać. Jestem zwierzęciem podróżnym. I gdyby okazało się, że pojawia się możliwość wyjazdu na rok-dwa, spakowałabym się w ciągu godziny i fruuuuuuuuuu...
Pewnie teraz, z całą ferajną byłoby trudniej, więc potrzebowałabym kilku dodatkowych kwadransów ;)

Minimalistycznego pakowania nauczył mnie skauting. Każdy kilogram niesiony na plecach zapadał mocno w pamięć. Każdy harcerz to wie, z każdą wyprawą plecak jest bardziej skondensowany, pomniejszony o "dodatkowe", "zapasowe", "na wypadek", "w razie czego". Musi wystarczyć to, co zmieści się w 60 l plecaka.

60 l plecak towarzyszy mi od 16 roku życia. Od pierwszej poważniejszej wyprawy w Karpaty rumuńskie. Ciężka wędrówka, fatalna powodziowa pogoda'96. Potrzebny był dobry plecak i ciepły śpiwór. Wygodne buty. Lipiec przepracowany w wiśniowych sadach et voila - zaowocował prawdziwym plecakiem z przełomowym stelażem wewnętrznym. I śpiworem alpinusa. Kto pamięta, wie o czym mowa :)


Zatem liczne wędrówki. Jedna bardzo długa wyprawa rowerowa i choć plecak jechał w samochodzie, nocą służył za poduszkę, a w ciągu dnia za stół. Wskakiwał ze mną do setek pojazdów jadących "w moją stronę". I przeleciał ze mną na drugi koniec świata, do egzotycznej Azji. I choć po tych ostatnich wojażach wracałam wypchana w 3 takie plecaki ;) to w tamtą stronę karnie mieściłam się w 60 l.
Plecak w zasadzie się już nie nadaje.... ale jakoś nie mogę się go pozbyć...Jakoś tak czuję podskórnie, że jeszcze się przyda. Jeszcze coś go czeka...

Nie potrafię też pozbyć się butów. I tych przewędrowanych kilometrów, poznanych ludzi, wystanych kolejek po bilety albo po szybkie przekąski to-go. Niektóre kupione są, bo poprzednie się zdarły i potrzebne były jakieś, tu i teraz. Inne są z małych straganików albo rodzinnych manufaktur szyjących buty od dziesiątek lat, wciąż tak samo. Leżą wśród sieciowych krewniaków i mnie rozczulają, przenoszą w barwną przeszłość. Zapowiadają ciekawe jutro...

A co jakiś czas W. przynosi torbę z piwnicy.
- Przejrzyj. Nosisz to jeszcze?

Nie noszę. Przymierzam. Wspominam. Pakuję z powrotem i cichaczem znoszę na dół. Może za miesiąc, może za rok przyjdzie na nie pora i odkurzymy stare szlaki. Albo ruszymy poznawać nowe :)




1 komentarz :