sobota, 27 czerwca 2015

Koniec i początek...

To tytuł, który można by wykorzystać nie jeden raz. Wczoraj, po raz pierwszy widziałam świadectwo szkolne swojego dziecka. Czy się starzeję? Czy ono rośnie? Z pewnością na myśl przychodzi wiele refleksji, kilka uwag, spostrzeżeń i nauk, nie tylko dla T. ale i dla nas.

To był rok zaskakująco pozytywny i budujący. 6-cio latek w pierwszej klasie - to, w tym wypadku, eksperyment udany. Z fascynacją i zachwytem patrzyłam jak codziennie wraca z nową porcją opowieści o zabawach, zajęciach, ciekawostkach zasłyszanych od Pana Wychowawcy. Z podziwem obserwowałam jak zaczyna połykać książki. Jak sięga po pierwszą lekturę i mozoli się strona po stronie, by pod koniec roku czytać już wszystko.... łącznie ze składem i sposobem przygotowania galaretki, po która posłałam go do sklepu.



Myślę o talentach i o tym, co trzeba jeszcze naprostować. O codzienności, która minęła i w której usiłowaliśmy pomóc im wzrastać. Napominamy, chwalimy, korygujemy, pozwalamy popełniać błędy, spadać, podnosić się, płakać, śmiać się i stale od nowa. Przytulamy, głaszczemy i łajemy jak jest konieczność. I obserwujemy. Obserwujemy. Z zachwytem i podziwem, jaki potencjał i możliwości tkwią w tych małych, rzutkich osóbkach.



Jak fascynujący mogą być mali chłopcy wie ten, kto doświadczył wychowania syna. Działanie. Ciągły ruch i aktywność w każdym momencie. Głośny śmiech i złość, kończąca się bitką z bratem. I myślenie, ciągłe tworzenie, konstruowanie i wymyślanie zabaw, pojazdów, budów... To jeden z powodów, dla których zdecydowaliśmy się posłać synów do szkoły męskiej. Kiedy po raz pierwszy weszłam na teren szkolny, urzekła mnie atmosfera "chłopięctwa". Przed oczami stanęły mi wszystkie Szatany z siódmej klasy, Uszy od śledzia i Hece. Z perspektywy roku wiem, że była to słuszna decyzja. Może syn wracał bardziej umorusany niż ze "zwykłej szkoły", ale nie miał nad głową nadopiekuńczego "przestań", "usiądź", "co robisz", "nie grzeb w ziemi", "nie biegaj"......  

Wierzę, że nadmierne kontrolowanie dziecka nie prowadzi do niczego dobrego. Chcę, żeby czuli, że im ufamy. Żeby wiedzieli, że mogą wybrać, mogą sami zdecydować, mogą się z samymi sobą zmierzyć. A my jesteśmy obok, by w razie czego wyciągnąć ich z tarapatów, by obronić albo zwyczajnie wysłuchać i przytulić. Nie zamierzam zabraniać swoim synom zjeżdżania rowerem z górki. Nie chcę im zabraniać wspinaczek na drzewo. Jasne. Przewidując taką chęć, zamontuję im w domu linę i piętrowe łóżko. Niech się wyćwiczą na moich oczach. A potem niech idą z tym w świat.



Fascynują jest ten chłopięcy świat, gdzie, obok bitek, gwiazdozbiorów i rysunków instalacji elektrycznych z opisami przepływów prądu (sic!) znajduje się miejsce na czułość dla młodszej Sis. To daje mi argumenty za męskim światem szkolnym, contra realny świat nie tylko w chłopięcym gronie. Jest sporo miejsc, gdzie można nawet Tytus może się uczłowieczyć. :) Myślę, że z chłopcami będzie podobnie. Znajdą swoje miejsca, by nabyć ogłady.
 


Zaczynamy pierwsze szkolne wakacje. Pierwsze zapisane adresy kolegów. Nadzieja i chęć wymiany kartek z wakacji. Chęć wzajemnych odwiedzin. Wszystkie pierwsze świadome i szczere "Do zobaczenia we wrześniu", "udanych wakacji" i znając życie... nie wiadomo kiedy a będzie już absolwentem...

Za chwilę młodszy Z. pójdzie do szkoły, i choć to nie będzie już pierwszy pierwszak.... zacznie się kolejny nowy etap....

A przecież już jutro niesie nam coś...

Piękny jest ten świat! Nie mogę się już doczekać jutra!


2 komentarze :

  1. otruci gazem na ostatnim zdjęciu?

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy pierwsze dziecko idzie do szkoły, czas zaczyna pędzić jak szalony...Nic dziwnego, że pasażerstwo padło w drodze ;) dobrych wakacji dla wszystkich, Aniu!

    OdpowiedzUsuń