To tytuł, który można by wykorzystać nie jeden raz. Wczoraj, po raz pierwszy widziałam świadectwo szkolne swojego dziecka. Czy się starzeję? Czy ono rośnie? Z pewnością na myśl przychodzi wiele refleksji, kilka uwag, spostrzeżeń i nauk, nie tylko dla T. ale i dla nas.
To był rok zaskakująco pozytywny i budujący. 6-cio latek w pierwszej klasie - to, w tym wypadku, eksperyment udany. Z fascynacją i zachwytem patrzyłam jak codziennie wraca z nową porcją opowieści o zabawach, zajęciach, ciekawostkach zasłyszanych od Pana Wychowawcy. Z podziwem obserwowałam jak zaczyna połykać książki. Jak sięga po pierwszą lekturę i mozoli się strona po stronie, by pod koniec roku czytać już wszystko.... łącznie ze składem i sposobem przygotowania galaretki, po która posłałam go do sklepu.
Myślę o talentach i o tym, co trzeba jeszcze naprostować. O codzienności, która minęła i w której usiłowaliśmy pomóc im wzrastać. Napominamy, chwalimy, korygujemy, pozwalamy popełniać błędy, spadać, podnosić się, płakać, śmiać się i stale od nowa. Przytulamy, głaszczemy i łajemy jak jest konieczność. I obserwujemy. Obserwujemy. Z zachwytem i podziwem, jaki potencjał i możliwości tkwią w tych małych, rzutkich osóbkach.
Jak
fascynujący mogą być mali chłopcy wie ten, kto doświadczył wychowania
syna. Działanie. Ciągły ruch i aktywność w każdym momencie. Głośny
śmiech i złość, kończąca się bitką z bratem. I myślenie, ciągłe
tworzenie, konstruowanie i wymyślanie zabaw, pojazdów, budów... To jeden
z powodów, dla których zdecydowaliśmy się posłać synów do szkoły
męskiej. Kiedy po raz pierwszy weszłam na teren szkolny, urzekła mnie
atmosfera "chłopięctwa". Przed oczami stanęły mi wszystkie Szatany z siódmej klasy, Uszy od śledzia i Hece.
Z perspektywy roku wiem, że była to słuszna decyzja. Może syn wracał
bardziej umorusany niż ze "zwykłej szkoły", ale nie miał nad głową
nadopiekuńczego "przestań", "usiądź", "co robisz", "nie grzeb w ziemi",
"nie biegaj"......
Wierzę, że nadmierne kontrolowanie dziecka nie prowadzi do niczego dobrego. Chcę, żeby czuli, że im ufamy. Żeby wiedzieli, że mogą wybrać, mogą sami zdecydować, mogą się z samymi sobą zmierzyć. A my jesteśmy obok, by w razie czego wyciągnąć ich z tarapatów, by obronić albo zwyczajnie wysłuchać i przytulić. Nie zamierzam zabraniać swoim synom zjeżdżania rowerem z górki. Nie chcę im zabraniać wspinaczek na drzewo. Jasne. Przewidując taką chęć, zamontuję im w domu linę i piętrowe łóżko. Niech się wyćwiczą na moich oczach. A potem niech idą z tym w świat.
Fascynują jest ten chłopięcy świat, gdzie, obok bitek, gwiazdozbiorów i rysunków instalacji elektrycznych z opisami
przepływów prądu (sic!) znajduje się miejsce na czułość dla młodszej
Sis. To daje mi argumenty za męskim światem szkolnym, contra realny świat nie tylko w chłopięcym gronie. Jest sporo miejsc, gdzie można nawet Tytus może się uczłowieczyć. :) Myślę, że z chłopcami będzie podobnie. Znajdą swoje miejsca, by nabyć ogłady.
Zaczynamy
pierwsze szkolne wakacje. Pierwsze zapisane adresy kolegów. Nadzieja i
chęć wymiany kartek z wakacji. Chęć wzajemnych odwiedzin. Wszystkie
pierwsze świadome i szczere "Do zobaczenia we wrześniu", "udanych
wakacji" i znając życie... nie wiadomo kiedy a będzie już absolwentem...
Za chwilę młodszy Z. pójdzie do szkoły, i choć to nie będzie już pierwszy pierwszak.... zacznie się kolejny nowy etap....
A przecież już jutro niesie nam coś...
Piękny jest ten świat! Nie mogę się już doczekać jutra!
otruci gazem na ostatnim zdjęciu?
OdpowiedzUsuńKiedy pierwsze dziecko idzie do szkoły, czas zaczyna pędzić jak szalony...Nic dziwnego, że pasażerstwo padło w drodze ;) dobrych wakacji dla wszystkich, Aniu!
OdpowiedzUsuń